NA MARGINESIE – STYCZEŃ 2013
Wprowadzenie do Prawa zamówień publicznych instytucji dialogu technicznego jest decyzją ze wszech miar słuszną. Stanowi on rozwiązanie leżące zarówno w interesie zamawiających, jak i wykonawców. Być może choć w części rozwiąże problem doradztwa technicznego, jakie podczas wielu postępowań jest konieczne na etapie przygotowywania SIWZ oraz opisu przedmiotu zamówienia. Być może przyczyni się też do wyeliminowania niezręcznych, niekiedy dwuznacznych sytuacji, w których zamawiający nieformalnie, po cichutku, zwracał się o konsultację bądź informacje techniczne do potencjalnych wykonawców zamówienia. Piszę „być może”, bo trochę obawiam się, iż dialog techniczny podzieli losy dialogu konkurencyjnego, który, jak wiadomo, wykorzystywany jest śladowo. Jasne, że są to dwie różne instytucje, obie jednak oparte zostały na „dialogu”, prowadzonym w relacji zamawiający – potencjalni wykonawcy zamówienia. Takich właśnie sytuacji, w których oba te światy komunikują się nie poprzez dokumenty, a twarzą w twarz, zamawiający wolą unikać, i mają w tym swoje racje. Nie chcą ewentualnych podejrzeń i domniemań, a być może czegoś więcej, bo zawsze może się znaleźć ktoś, kto powie: „przecież już wcześniej się dogadali”. Dlatego tak ważne jest skrupulatne przestrzeganie przez zamawiających, którzy zdecydują się na prowadzenie dialogu technicznego, ustawowych zasad przejrzystości i zachowania uczciwej konkurencji. Przede wszystkim jednak robić należy wszystko, co służy przełamywaniu atmosfery podejrzliwości, jaka „z urzędu” towarzyszy wszelkim kontaktom zamawiających z potencjalnymi wykonawcami, mającym miejsce podczas przygotowywania czy prowadzenia postępowania. Wyjaśniać też trzeba i tłumaczyć, jak wiele korzyści, i to przeliczalnych na złotówki, obu stronom postępowania przynieść może racjonalne wykorzystanie możliwości stwarzanych przez dialog techniczny.