Wstęp do szkodometrii praktycznej
(…) Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że właśnie w zamówieniach publicznych, jak w soczewce, skupiają się problemy makro i mikroekonomiczne, których znaczenie dla państwa i jego obywateli osiąga wymiar szczególny.
W zakresie szacowania szkód
zgromadziliśmy w ciągu minionych kilkunastu lat, jako państwo, szereg dotkliwych doświadczeń. Dotyczą one w największej mierze, choć nie tylko, skutków powodzi i klęsk żywiołowych, blisko związanych ze zmianami klimatycznymi. Nie zauważyłem, żeby ktoś, gdzieś tam, podjął próbę oszacowania skutków „powodzi” chybionych w całości lub części aktów prawnych. Ich interpretacji takoż. Ta powódź, w odróżnieniu od „normalnej”, nie ma bliższych powiązań z żadną z pór roku, chociaż letnią porą legislacyjna aktywność nieco słabnie, a znaczna część interpretatorów zażywa zasłużonego wypoczynku, stąd więc natężenie szkód nieznacznie się zmniejsza. Żal, że na krótko.
Komentując problem, próbuję fragmentami uciekać się do żartobliwej tonacji dla złagodzenia, choćby trochę, autentycznego przerażenia podrzucaną przez wyobraźnię skalą zjawiska, rozmiarami możliwych, więcej, wysoce prawdopodobnych szkód. Tak naprawdę, wcale mi nie do śmiechu.
W wielu aspektach rzecz rozpatrując, widać gołym okiem, że mamy do czynienia z problemem o gigantycznej wadze. Że sprowadzanie go wyłącznie do mierzenia w złotówkach wątpliwych profitów w imię rozumianej prostacko „oszczędności i efektywności…” dotkliwie godzi w gospodarkę, skąd już niedaleko do mierzalnych trudniej szkód o społecznym charakterze. Nie mówiąc o spadku zaufania do państwa.
Wspomniane nieco wcześniej przerażenie dotyczy obszernej gamy zdarzeń o prawnym i ekonomicznym charakterze, które już miały miejsce, i tych, do których dojść może, jeśli możliwie rychło i stanowczo nie podejmie się działań zapobiegawczych. Mowa więc o szkodach już zaistniałych i tych, które mogą nas dosięgnąć wkrótce.
Spróbujmy się zmierzyć ze sprawą instrumentarium. To pilne ponad wszelką wątpliwość. Konstrukcja szkodo- metru normalnego (N) wydaje się sprawą prostą, bowiem będzie to narzędzie przypominające bilansowe zabawki znane wszystkim księgowym i jedyny kłopot polega na tym, że trzeba je będzie wzbogacić o możliwość mierzenia nieuchronnych szkód przyszłych. Trudne, lecz możliwe. Skalowanie lub, jeśli ktoś woli, kalibracja nie stanowi problemu, zaś jednostką uczynimy euro.
Zadaniem daleko trudniejszym będzie zapewne budowa szkodometru S, który posłuży do mierzenia szkód społecznych. Pewne konstruktorskie doświadczenie podsuwa mi pomysł, żeby spróbować policzyć poszkodowanych, zaś z jednostką rzecz już jest prosta. To będzie PJL, czyli poszkodowana jednostka ludzka. Godzien uwagi wydaje się wariant tego narzędzia stosowany dla firm, których dotknęły szkody, z możliwym podziałem na małe, średnie i duże. Do instrumentów pomiarowych jeszcze powrócę. (…)