Bardzo stare podejście
Tak się jakoś składa, że od ładnych lat paru z duszą na ramieniu, w czym zresztą nie jestem odosobniony, oczekuję wprowadzanych co i rusz nowelizacji. Obawy odnoszą się do rezultatów naprawczych zabiegów, bowiem wydawać by się mogło, że każdy z nich uczyni zmieniane po raz n-ty prawo lepszym. Tak być powinno, zaś jeśli tak się nie dzieje, pojawić się musi pytanie o przyczyny, którym warto się przyjrzeć bliżej, przez co rozumiem analizę kilku nieszczęść podstawowych, jako że drobiazgowy rozbiór całości musiałby stanowić materiał dla pracy doktorskiej. Jej tytuł roboczy brzmiałby pewnie: „Doraźniactwo w polskiej legislacji. Zagadnienia wybrane”. Świadom jestem, że nie przystoi w tytule poważnej pracy używać językowych potworków, aliści po pierwsze to tytuł roboczy, po drugie zaś, nie dostrzegam powodów, dla których miałbym rezygnować z twórczego udziału w rozwijaniu ojczystego języka, podpierając się Słownikiem Synonimów, który przez „doraźny” każe rozumieć – ad hoc, dorywczy, epizodyczny, okazjonalny, okolicznościowy, przelotny, przygodny, sezonowy, sporadyczny.