NA MARGINESIE – Lipiec 2012
Każdego roku, kiedy czytam kolejne sprawozdanie z funkcjonowania systemu zamówień publicznych w roku poprzednim zadaję sobie pytanie, dokąd zmierzamy, budując ten system i w jakim miejscu na tej drodze aktualnie jesteśmy. Obawiam się, że tegoroczne sprawozdanie, podobnie zresztą jak poprzednie, nie pozwala w pełni odpowiedzieć na te pytania, ponieważ samo wiele pytań pozostawia bez odpowiedzi. Aby nie było, że od początku się czepiam chcę wyjaśnić, iż stwierdzenie to odnoszę do wszystkich dotychczasowych „Sprawozdań z funkcjonowania systemu”, także tych, które sam podpisywałem. Dlaczego? Ano dlatego, że od początku istnienia tegoż systemu (oraz Urzędu Zamówień Publicznych) nie udało się jakoś stworzyć profesjonalnego systemu monitorowania go, pozwalającego na bieżące pozyskiwanie wszelkiej możliwej wiedzy o procesach, zachodzących w jego ramach. A co najgorsze, nigdy nie zajmowano się na poważnie i systemowo analizami nawet tych danych oraz informacji, które z różnych źródeł trafiają do UZP.
I tu jest, moim zdaniem, pies pogrzebany. Podstawową słabością wszystkich bez wyjątku corocznych Sprawozdań jest nadzwyczaj „cieniutka” i amatorska warstwa analityczna, a nawet, w odniesieniu do niektórych ważnych aspektów systemu, zwłaszcza rynku, jej całkowity brak. Aby zweryfikować prawdziwość tego twierdzenia wystarczy sięgnąć po te dokumenty, co nie jest rzeczą trudną, bowiem wszystkie są dostępne na portalu UZP. Zachęcam do tego, ponieważ wbrew pozorom jest to lektura ciekawa i wielce pouczająca. Poza wszystkim innym wynika z niej także to, iż gotowość do „analizowania” oraz jakość tychże „analiz” jest odwrotnie proporcjonalna do ilości danych, które stanowią (powinny stanowić) ich podstawę. W latach dziewięćdziesiątych, bazując prawie wyłącznie na Biuletynie Zamówień Publicznych przynajmniej próbowano podchodzić do sprawy na poważnie. W UZP przez pewien czas istniał nawet Zespół Ewidencji i Analiz z bardzo ambitnymi planami działania, który mój poprzednik zlikwidował, a ja, niestety, nie reaktywowałem.
Do „Sprawozdań” z lat poprzednich, a właściwie do zawartych w nich danych, autorzy sprawozdań aktualnie opracowywanych z jakichś powodów sięgają nader niechętnie. Dane porównawcze z reguły dotyczą roku poprzedniego, rzadko okresów wcześniejszych. A szkoda, bowiem niezmiernie interesująca byłaby na przykład analiza kształtowania się wartości rynku zamówień publicznych od początku jego istnienia oraz przyczyn jej spadku w roku ubiegłym. Trudno jest zgodzić się ze stwierdzeniem, iż „mniejsza wartość rynku wynika przede wszystkim z mniejszej ilości udzielonych zamówień publicznych”. Na zdrowy rozum wydaje się, iż jest dokładnie odwrotnie – mniejsza ilość udzielonych zamówień jest oczywistą konsekwencją mniejszej ilości pieniędzy, jakie na ten rynek trafiają (mniejszej wartości rynku). Równie interesująca byłaby także analiza konkurencyjności zamówieniowego rynku. Być może zamiast pustosłowia, z jakim mamy w tym temacie do czynienia moglibyśmy usłyszeć co powoduje, iż jest coraz mniejsza. Przypomnę – w roku 1996 średnio w jednym przetargu wpływało 3,64 oferty, w roku 1997 – 4,2, a w roku 2011 – w postępowaniach powyżej „progów unijnych” – tylko 2,46. Może dowiedzielibyśmy się, dlaczego w roku 1997 zamawiający dokonywali wyboru oferty najtańszej w 68% przetargów nieograniczonych, podczas gdy w roku ubiegłym w 91% przetargów poniżej „progów unijnych” cena była kryterium jedynym. Autorzy „Sprawozdania” za rok 1997 tak pisali na ten temat: „(…) nie zawsze oferta najtańsza jest najkorzystniejsza. Różnorodność kryteriów oceny ofert stosowanych przez zamawiających prowadzi do wyborów optymalnych nie tylko z punktu widzenia ceny ale także, na przykład, warunków gwarancji, terminów realizacji zamówienia, kosztów użytkowania w dłuższym okresie itp.” Odkrywcze? A jak by to ładnie wyglądało w „Sprawozdaniu” za rok 2011?
Nie ulega wątpliwości, iż sprawy nie rozwiążą najlepiej nawet napisane roczne „Sprawozdania z działalności systemu”, oparte głównie o sprawozdania składane przez zamawiających. Podstawą oddziaływania na system zamówień publicznych powinien być profesjonalnie i systematycznie prowadzony monitoring. Dopiero w oparciu o uzyskane w ten sposób dane i informacje planowany być powinien jego rozwój, określane strategie oraz metody dochodzenia do zamierzonych celów. Wyniki takiego monitoringu stanowić też powinny główną przesłankę opracowywanych projektów legislacyjnych, dając im twarde oparcie w faktach, a nie w chciejstwie urzędników czy „woli politycznej” aktualnie sprawujących rządy. Powinien to być też system wczesnego ostrzegania o procesach i zjawiskach, które rynkowi i całemu systemowi nie służą, czy wręcz mu zagrażają. Ale warunek – trzeba płynące w tym zakresie sygnały umieć i chcieć czytać. I tu już, niestety, może być problem.
Zapewniam jednak, że warto chociażby spróbować, że to wszystko się opłaci. I w przenośni, i w sensie dosłownym.