Przeszłość dla przyszłości
Nie wiem, co bardziej przemawia do wyobraźni – ćwierć wieku czy dwadzieścia pięć lat, ale tak czy inaczej, to bez wątpienia szmat czasu. Aż się wierzyć nie chce, że tyle go upłynęło od chwili uchwalenia ustawy o zamówieniach publicznych, choć równocześnie wydaje się, iż wydarzyło się to całkiem niedawno. A przecież dla całkiem sporej liczby osób zajmujących się dzisiaj zamówieniami publicznych, w tym co najmniej kilkunastu wybitnych ekspertów to prehistoria, bowiem w dniu 10 czerwca 1995 r. zaliczali pracowicie kolejny rok szkoły podstawowej (na pomysł reaktywacji gimnazjów nikt wówczas jeszcze nie wpadł).
Dla mnie, podobnie jak dla bardzo wielu moich ówczesnych współpracowników, kolegów i przyjaciół „od zamówień publicznych” wszystko, co się wówczas i w kolejnych latach działo to oczywiście przeszłość, ale bardzo płynnie łącząca się z teraźniejszością. Dlatego też często do niej wracam, nie tyle z sentymentu, ile po naukę i refleksję w kontekście teraźniejszości i przyszłości właśnie. Wiem, że to się bardzo opłaca, ponieważ projekt obecnie obowiązującego Prawa zamówień publicznych budowaliśmy przede wszystkim w oparciu o solidną, krytyczną analizę okresu minionego. Wiem także, iż bywa to trudne, ponieważ teraźniejszość zwykle uważa, że jest mądrzejsza od przeszłości, że z definicji wie lepiej i więcej. Tak też oczywiście bywa, ale znacznie częściej ten, kto nie chce bądź nie potrafi być mądry przeszłością, marnie na tym wychodzi. Nie chcę w tym miejscu cytować ani mądrych przysłów, ani przywoływać Mistrza z Czarnolasu, który pisał o Polaku mądrym po szkodzie, ale chyba rzeczywiście nie specjalnie potrafimy, bądź nie chcemy korzystać z doświadczeń przeszłości, także przy projektowaniu nowych, przyszłościowych rozwiązań.
Przypominam to wszystko nie tyle dlatego, że w czerwcu odbyliśmy konferencję pod hasłem „Przeszłość dla przyszłości” ale dlatego, że obawiam się, iż podczas prac nad projektem nowego Prawa zamówień publicznych zabrakło pogłębionej oceny skuteczności działania zamówieniowych przepisów w przeszłości i teraźniejszości, z ewidentną szkodą dla jakości projektowanych przepisów. Stąd też zapewne przeniesienie do projektu nowego Pzp niektórych, niezbyt fortunnych rozwiązań wpisanych do obecnej ustawy w okresie permanentnych, nie przemyślanych nowelizacji z lat 2008 – 2014. Stąd przeładowanie go obowiązkami, zadaniami, „politykami”, z których każde z osobna jest słuszne i potrzebne, ale których razem wziętych ustawa udźwignąć nie zdoła, bowiem już w przeszłości nie poradziła sobie np. z zielonymi czy społecznymi zamówieniami. Stąd zapewne także instrukcyjny i deklaratywny charakter szeregu przepisów, które w takiej postaci też się w przeszłości nie sprawdziły.
Aby nie było wątpliwości powtórzę to, co wcześniej mówiłem wielokrotnie – żadną miarą nie przesądza to o jakości projektu. Wręcz przeciwnie – projekt nowego Prawa zamówień publicznych w obecnej postaci jest dobry i wartościowy, stanowi znakomity punkt wyjścia do dalszych prac. Powinny one obejmować przede wszystkim analizę doświadczeń z przeszłości oraz konsekwentną eliminację tych rozwiązań, które się nie sprawdziły bądź nie przyniosły zamierzonych efektów. Poza niewątpliwą korzyścią merytoryczną, wartością dodaną takiej „operacji” byłoby zapewne odchudzenie bardzo obszernego tekstu ustawy. Obok tego warto ponownie, bardzo uważnie przepatrzyć wszystkie wnioski, uwagi oraz propozycje zmian, zgłoszone podczas społecznych i międzyresortowych konsultacji. Przeczytałem je i jestem przekonany, iż nad wieloma spośród nich warto raz jeszcze z uwagą się pochylić.
Czy starczy na to czasu? Wciąż mam nadzieję, że tak, jeśli nie na etapie legislacji rządowej, to w Sejmie. Przecież, na dobrą sprawę, nic nas nie goni, nie ma żadnego przymusu czasowego. Tym bardziej, że sami autorzy projektu ustawy proponują termin wejścia w życie jej przepisów na 1 stycznia 2021 roku.
Tomasz Czajkowski
Wyimek
zbyt często przy projektowaniu nowych, przyszłościowych rozwiązań nie specjalnie potrafimy bądź nie chcemy korzystać z doświadczeń przeszłości